|
|
Wyszukiwarka |
|
|
Umożliwia wyszukanie informacji na naszych stronach. |
|
|
|
|
|
|
O stronie |
|
|
|
Kilka ciekawych i pomocnych odnośników |
|
|
|
|
|
|
Nasza witryna znajduje siÄ™ na serwerze firmy:
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wyprawy Rowerowe i kilkudniowe wyjazdy, rajdy i zloty
Do sześciu razy sztuka - Dania 2003
Wszystko zaczęło się w 1998 roku. Wtedy to po raz pierwszy chcieliśmy jechać do Danii. Właśnie wtedy Duńczycy organizowali swój trzeci zlot AIT w miejscowości Vissenbjerg na Wyspie Fionii.
Z różnych względów nasz wyjazd nie doszedł do skutku. Co roku przy planowaniu wakacyjnych wyjazdów wracała jak bumerang wizyta w Danii.
Niestety cały czas coś stawało nam na przeszkodzie. Dopiero po sześciu latach zrealizowaliśmy swoje marzenia, w lipcu 2003 roku mogliśmy cieszyć się piękną, słoneczną Danią.
Nie było to do końca to o co nam chodziło, chcieliśmy przemierzać Danię na rowerach przenosząc się z miejsca na miejsce z północy na południe z zachodu na wschód. W międzyczasie nasza sytuacja rodzinna
trochę się zmieniła teraz reprezentowaliśmy model rodziny 2 + 1 i właśnie ze względu na to + 1 zmodyfikowaliśmy plan naszej wizyty w Danii.
Spytacie dlaczego Dania? Dla nas wybór tego kraju jako cel naszej pierwszej wspólnej wyprawy zagranicznej był oczywisty. Dania to istny raj dla rowerzystów, na rowerach jeżdżą prawie wszyscy,
znakomita sieć dróg rowerowych pozwala bezpiecznie i przyjemnie przemierzać kilometry, ogromna ilość kempingów i schronisk młodzieżowych pozwala na zaplanowanie podróży.
Do tego tereny lekko pofałdowane nie pozwalające się nudzić i liczne zabytki zmuszające do krótkiego odpoczynku.
No i oczywiście sami Duńczycy przyjaźnie nastawieni, zawsze życzliwi i spieszący z pomocą.
Taka właśnie jest Dania, poza tym każdy kraj ma coś ciekawego do zaoferowania, wszystko zależy od tego czego się szuka.
A teraz po kolei:
09.07.2003 środa
O godzinie 14 wyruszam samochodem z Poznania w kierunku Świnoujścia. Samochód obładowany, na dachu dwa rowery, w środku cały ekwipunek.
Tuż za Poznaniem zaczyna lać, to już taka "świecka tradycja" zawszy gdy wyjeżdżamy na wakacje musi padać. Na szczęście po pół godziny wypogadza się. Droga fatalna, prawie do samego Gorzowa w przebudowie.
Po kilku godzinach jazdy docieram do Świnoujścia.
Noc spędzam na parkingu przed odprawą promową.
10.07.2003 czwartek
O 7 rano ustawiam siÄ™ przed stanowiskiem odpraw promowych, jestem drugi.
Równo o 10 prom Pomerania bierze kurs na Kopenhagę, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem o 19 będę w Kopenhadze.
Przez całą drogę świeci piękne słońce, widoki są cudowne. Po kilku godzinach dobijamy do kopenhaskiego nadbrzeża. Jeszcze kontrola paszportowa i już jestem w Danii.
Teraz muszę znaleźć kamping który wcześniej zarezerwowałem, 30 km na północ od Kopenhagi w miejscowości Niva. Droga prowadzi mnie wzdłuż linii brzegowej, zapowiada się piękny zachód słońca.
Docieram na miejsce, po chwili nasze igloo już stoi i czeka na swoich mieszkańców. Ela z Julią dotrą jutro samolotem, to pierwsza ich podróż w przestworzach jestem ciekawy jak to zniosą.
11.07.2003 piÄ…tek
[2003-05]
W oczekiwaniu na przylot moich Pań, postanawiam zrobić sobie wycieczkę po okolicy.
Jadę w kierunku miejscowości Helsingor. Pogoda piękna, przede mną duńska riwiera w pełnej krasie.
Oczywiście wzdłuż morza ciągnie się ścieżka rowerowa, mijam sporo ludzi na rowerach. W oddali widzę przystań promową i drugi brzeg, tam już jest Szwecja.
Wjeżdżam do miasta Helsingor, nad samym morzem odnajduję zamek Kronborg - uwieczniony w literaturze jako Elsynor w Hamlecie Szekspira.
Po godzinnym odpoczynku ruszam dalej cały czas wzdłuż linii brzegowej. W miejscowości Hornbeak skręcam w lewo i kieruję się w głąb lądu.
Znikomy ruch samochodowy, dobrze oznakowana droga nie muszę patrzeć na swoją mapę. Jestem w Fredensborg gdzie oglądam letnią rezydencję rodziny królewskiej.
Z Fredensborga wąskimi leśnymi ścieżkami docieram do campingu w Niva.
Wieczorem jadÄ™ na lotnisko. Szerokim Å‚ukiem omijam KopenhagÄ™. Mam jeszcze godzinÄ™ do planowanego przylotu samolotu z Poznania.
Chodzę po lotnisku i próbuję czymś się zająć żeby czas szybciej minął w końcu widzę na tablicy że samolot z Poznania wylądował.
Po 20 minutach wychodzą pierwsi pasażerowie z bagażami. Cały czas czekam na te dwie najważniejsze dla mnie pasażerki.
Ale nikt już się nie pojawia. Nie mogę dodzwonić się na telefon Eli, zaczynam się niepokoić. Pytam się w informacji czy aby na pewno samolot przyleciał.
W końcu po godzinie drzwi otwierają się i wychodzą dwa maluchy uśmiechnięte od ucha do ucha. Były zwiedzać lotniskowe toalety :-)
Już we trójkę jedziemy z powrotem na pole namiotowe, dziewczyny opowiadają o swoich przeżyciach związanych z lotem. W połowie drogi zaczyna się burza z obfitymi opadami deszczu.
Samochody zwalniają do 60, wycieraczki pracują na maksymalnych obrotach ale i tak niewiele widać. Po 20 minutach uspokaja się a my jesteśmy już na campingu.
Robimy kolację i zanurzamy się w naszych śpiworach. Juleczka bada nasz wakacyjny domek ze wszystkich stron. Jutro przenosimy się na wyspę Fionie do miejscowości Svendborg.
12.07.2003 sobota
Rano Juleczka znajduje miejsce do zabawy dla siebie, zjeżdżalnia, huśtawki i karuzela, nadmuchiwany balon do skakania.
Bawi się razem z duńskimi dziećmi.
O 12 wyjeżdżamy w kierunku Svendborga, czekaliśmy aż słońce wysuszy nasz namiot po wczorajszych intensywnych opadach.
Oddalamy się od Kopenhagi i jedziemy na zachód dojeżdżamy do ogromnego 20 kilometrowego mostu nad cieśniną Wielki Bełt.
Podczas przejazdu podmuchy wiatru rzucają samochodem na wszystkie strony muszę mocno trzymać kierownicę, samochody poruszają się bardzo powoli.
Wjeżdżamy na wyspę Fionie i po kilku kilometrach skręcamy na południe. Wjeżdżamy do Svendborga, miasta leżącego nad wodami błękitnej cieśniny svendborskiej.
Musimy zawrócić trochę się rozpędziłem nie zauważyliśmy znaków informujących o zlocie. Po chwili jesteśmy w dużym ośrodku sportowym.
Organizatorzy wskazują nam miejsce w sektorze polskim, mamy problemy z rozłożeniem namiotu. Wieje silny wiatr od morza mimo że świeci słońce jest zimno.
W końcu udaje nam się ustawić nasz malutki namiocik. Juleczka pomaga jak tylko potrafi, nosi szpilki i śledzie wkłada śpiwory do środka.
Po południu jedziemy na wycieczkę po Svendborgu. Nadal wieje silny wiatr co trochę przeszkadza w zwiedzaniu.
13.07.2003 niedziela
[2003-06]
Wita nas piękne słońce i wspaniała letnia pogoda. O 10 wyjeżdżamy wraz z innymi turystami na oficjalne rozpoczęcie zlotu. Jedziemy ulicami miasta
a później wzdłuż morza, skręt i znowu przez miasto. W końcu wjeżdżamy na miejscowy stadion gdzie odbywa się część oficjalna.
Po południu korzystając ze słońca jedziemy na plaże skąd wracamy dopiero wieczorem prosto na kolację. Tradycją zlotów AIT jest proponowanie turystom specjałów
miejscowej kuchni, to jeden ze sposobów poznawania zwyczajów i upodobań kulinarnych mieszkańców danego kraju.
Po kolacji w kościele St. Nikolai, Gjerritsgade słuchamy koncertu tria Rosinante.
Wracamy do ośrodka gdzie do późnych godzin wieczornych siedzimy przed namiotem popijając herbatkę.
14.07.2003 poniedziałek
[2003-07]
Na dzisiaj organizatorzy przygotowali trzy trasy do wyboru, wszystkie prowadzą w kierunku południowym mając na celu pokazanie wysp archipelagu południowego.
Już po kilku kilometrach naszym oczom jawi się wspaniały widok na cieśninę svendborską usianą setką żaglówek i na miasto Svendborg.
Nad cieśniną przerzucony jest most i to właśnie z niego roztacza się tak okazała panorama. Stoimy tak przez pół godziny i nie możemy nacieszyć się tym co widzimy.
Juleczka też z zainteresowaniem ogląda przepływające pod nami żaglówki pokazując co okazalszą. Siadamy na nasze rowery i wjeżdżamy na wyspę Tasinge.
Dołącza do nas jakiś samotny duński jeździec, jedziemy przez chwilę razem rozmawiając. Okazuje się że zaspał a jego koledzy są już od jakiegoś czasu w trasie. Teraz puścił się
w szaleńczą pogoń z nadzieją że ich dogoni. Żegnamy się życząc sobie wielu niezapomnianych wrażeń z dzisiejszej wycieczki. Nasze tempo poruszania się nie jest odpowiednie do
likwidowania ucieczek. Wjeżdżamy do małej miejscowości, przy płocie stoją obrazy. Tematyka różnorodna jednak przeważają te z pejzażami.
Z domu wychodzi kobieta w średnim wieku widząc że z zainteresowaniem oglądamy jej dzieła zaczyna opowiadać o sobie o swojej pasji i o życiu w Danii.
Mieszka w Kopenhadze na lato natomiast przenosi się w to urokliwe miejsce. Taka jest właśnie turystyka rowerowa, mamy kontakt z ludźmi możemy w każdej chwili stanąć i porozmawiać, w ten sposób często spotykamy ludzi z pasją.
Ludzie widząc chyba w naszych oczach miłość do rowerów zaczepiają nas pytając o szczegóły naszej wycieczki. Za to właśnie między innymi kochamy turystykę rowerową. Cały czas w ruchu wtopieni w otaczające środowisko.
Przejeżdżamy kilka kilometrów i zatrzymujemy się na drugie śniadanie. Przed nami stoi domek z dachem krytym strzechą jak już zauważyłem w okolicach Kopenhagi wiele domów krytych jest w ten sposób.
Siadamy na ławce, po chwili przyjeżdża starsze małżeństwo. Podchodzą do nas pytając czy nie potrzebujemy czegoś. Starszy Pan gdy dowiaduje się że jesteśmy z Polski opowiada swoje wojenne historie w których nasz kraj często się przewijał.
Znowu jedziemy po kilku kilometrach kończy się las, wjeżdżamy w pola obsiane zbożem falującym na wietrze a w oddali widać wody morza Bałtyckiego.
Co kilka kilometrów robimy sobie postoje żeby trochę odpocząć ale przede wszystkim żeby Julci nie nudziło się. Chcemy stopniowo wprowadzać ją w świat turystyki nie zrażając już na samym początku.
Na zachodnim brzegu wyspy zwiedzamy siedemnastowieczny Pałac Waldemara. Po chwili zamykamy pętle dookoła wyspy Tasinge i znowu jesteśmy na moście skąd obserwujemy panoramę Svendborga.
Popołudnie spędzamy w ośrodku sportowym szukając schronienia pod drzewami, słońce grzeje niemiłosiernie. Wieczorem znowu wspólna kolacja. Juleczka bawi się z małym Duńczykiem, my poznajemy
ludzi z Nowej Sarzyny w podkarpackim z którymi wspólnie biesiadujemy.
15.07.2003 wtorek
[2003-08]
Dzisiaj nie skorzystamy z oferty organizatorów. Robimy sobie wycieczkę indywidualną na wyspę Thuro. Tam znajdujemy niewielką dziką plażę na której spędzamy pół dnia.
Dziewczyny są zachwycone a wodnym zabawom nie ma końca.
Wracamy na obiad do ośrodka, wieczorem słuchamy występu zespołu jazzowego.
16.07.2003 środa
Kolejny dzień, jest już tradycją zlotów AIT, że w środy organizatorzy nie proponują żadnych wycieczek.
Dzień do zagospodarowania według własnego uznania, my uznajemy że zrobimy niespodziankę Julii i zawieziemy ją do Legollandu.
Jedziemy prawie 200 km by dotrzeć do miasteczka Billund gdzie spędzamy cały dzień. Maluch bawi się znakomicie, atrakcji co niemiara.
Wieczorem wracamy do Svendborga.
17.07.2003 czwartek
Dzisiaj od samego rana pada deszcz, idziemy na basen gdzie siedzimy prawie do wieczora. Liczne zjeżdżalnie i inne wodne atrakcje nie pozwalają się nudzić.
18.07.2003 piÄ…tek
[2003-09]
Przydało by się znowu pojeździć na rowerze. Mimo chmur nad głowami szykujemy się do wycieczki. Większość turystów opuściła już pole namiotowe,
mamy siadać właśnie na rowery gdy podchodzą do nas redaktorzy lokalnej gazety, pytają o wrażenia z pobytu w Svendborgu o nasze rowery o zlot.
Dowiadujemy się, że w jutrzejszej gazecie lokalnej będziemy mogli przeczytać wywiad a może też zobaczyć swoje zdjęcie ?
Dzisiaj poznajemy południowo-zachodnią część wyspy. W miejscowości Egense zwiedzamy mały kościółek tam od miejscowego kościelnego dowiadujemy się
że dzisiaj do Svendborga zawija królewski żaglowiec na pokładzie którego będzie królowa Danii Małgorzata II. Dziękujemy za informacje i jedziemy dalej.
Mijamy grupki turystów z różnych krajów i w różnym wieku. W Nabbe nad samym morzem zorganizowano punkt spotkań. Tam można coś przekąsić i wypić, kupić pamiątkę ze zlotu.
Niestety zaczyna się ulewa, chowamy się wraz z rowerami do pobliskiego kibelka. Jest na tyle duży że mieszczą się rowery a my razem z nimi.
Czekamy tak pół godziny w końcu ulewa ustaje a zaczyna padać drobny deszcz. Ubieramy nasze peleryny, Juleczka dostaje swój sprzęt przeciwdeszczowy i ruszamy w drogę powrotną.
Droga prowadzi wzdłuż brzegu wyspy. Po chwili zza chmur wygląda słońce. Krajobrazy są naprawdę malownicze, w dole obserwujemy wody morza Bałtyckiego a wokoło ciągnące się zbożowe pola.
Dzisiaj Svendborg ma swoje święto, wieczorem Duńczycy wylegli na nadbrzeże portowe by witać swoją królową. Wybuchy sztucznych ogni i zabawy trwały do późnych godzin nocnych.
19.07.2003 sobota
[2003-10]
Coś się zmieniło w naszym życiu, nagle staliśmy się bardzo popularni. Wszyscy zlotowicze pozdrawiają nas i witają.
Zastanawiamy się o co chodzi ale po chwili znajomy Duńczyk pędzi do nas z gazetą lokalną gdzie na pierwszej stronie
widzimy swoje zdjęcie i krótki wywiad z nami i jeszcze kilkoma innymi zlotowiczami.
Śmiejemy się, że za chwilę będziemy musieli autografy rozdawać, ciężkie jest życie gwiazd - zero prywatności ;-)
Ostatni dzień zlotu a na trasie w Egeskow chyba największa atrakcja turystyczna regionu najlepiej zachowany renesansowy zamek w Europie, położony na wodzie.
Sporo turystów przed kasami, zamek naprawdę robi wrażenie.
Wieczorem już tradycyjnie wspólna kolacja, Juleczka bawi się z Mikkelem, nie widać między nimi żadnej bariery językowej, cały czas dyskutują i jakoś się dogadują.
Po kolacji ceremonia zakończenia imprezy. Za rok Zlot AIT będą organizować Belgowie. Kto wie może tam też się wybierzemy.
20.07.2003 niedziela
Zwijamy nasz namiot i o 10 jesteśmy gotowi do drogi. Żegnamy się ze znajomymi nie zapominamy o Mikkelu i jego rodzicach.
Juleczka na pamiątkę wręcza mu swoją maskotkę w zamian dostaje chyba ulubione autko. Szkoda że to już koniec ale może spotkamy się jeszcze kiedyś,
robimy pamiątkowe zdjęcie i jedziemy w kierunku Kopenhagi.
Zatrzymujemy się na kempingu w miejscowości Naerum kilka kilometrów od stolicy Danii.
Rozbijamy namiot i jedziemy nad morze. Całe nadbrzeże zabudowane domkami jednorodzinnymi. Mamy problem ze znalezieniem skrawka dostępu do morza.
W końcu udaje się i spędzamy całe popołudnie nad wodą.
21.07.2003 poniedziałek
[2003-11]
Dzisiaj chcemy zwiedzić Kopenhagę. Przejeżdżamy kilka kilometrów i niestety zaczyna padać. Zatrzymujemy się w pobliskiej pizerii.
Korzystamy z okazji i jemy obiad, deszcz nadal siąpi a na dodatek pojawia się człowiek maska, musimy się zwijać bo w przeciwnym razie dłuższy pobyt w tym
miejscu może skończyć się dla nas bardzo źle. Jeszcze przez kilka kilometrów rozmawiamy o człowieku masce (nie mylić z człowiekiem w masce)
co gorsza najczęściej wspomina tą postać Juleczka.
Dojeżdżamy do ogrodów Tivoli i deszcz ustaje. Dziewczyny idą się zabawić a ja muszę pilnować naszych bicykli.
Udaje nam się zobaczyć jeszcze kilka kopenhaskich turystycznych atrakcji i musimy ogłosić odwrót. Już po zmroku dojeżdżamy na pole namiotowe.
W nocy dziewczynom śni się człowiek Maska, to już nie przelewki dobrze że jutro wyjeżdżamy ;-).
22.07.2003 wtorek
To już koniec wyprawy do Danii. Ela z Juleczką wracają samolotem a ja wieczorem wsiadam na prom.
Do zobaczenia
EJ&T
|
|
|
|
|
|
|
|
|